Mój czas jako żołnierza w Polsce Print

gotz1 

August Götz, Bellheim

9 stycznia 1944 roku, miałem 17 lat, zostałem powołany do Służby Pracy Rzeszy. Po zwolnieniu 18 marca 1944 roku przyszedł rozkaz powołania do Wehrmachtu i 29 marca 1944 roku musiałem zameldować się w koszarach Höfer w Homburgu, w Sarze, gdzie zostałem przeszkolony jako radiotelegrafista. Wraz ze mną został powołany Walter Gundermann, który pochodził również z mojej rodzinnej miejscowości Hördt.

1 listopada 1944 roku odstawiono nas do służby na froncie przeciwko Rosjanom. Razem z Walterem Gundermännern. Droga wiodła koleją Rzeszy z Homburga do Kaiserslautern do koszar, gdzie dostaliśmy nowe ubrania.

5 listopada 1944 roku rozpoczęła się podróż pociągiem specjalnym, ciągnionym przez lokomotywę parową, wypełnionym żołnierzami, w kierunku na Wschód. Jazda prowadziła przez znajome dworce kolejowe jak Schifferstadt i Ludwigshafen,... pojawiło się już uczucie tęsknoty, czy Ty kiedykolwiek znowu zobaczysz tą okolicę?

Dalej podróż wiodła w poprzek Niemiec w nieznane.

Kiedy przekroczyliśmy granicę niemiecko-polską przyszedł rozkaz: Trzymać broń w pogotowiu. Znajdujemy się teraz na terytorium partyzantów. Naszą stacją końcową była Bochnia.

Tam otrzymaliśmy: Walter Gundermann i Hugo Konhäuser, który przyszedł z innej jednostki szkoleniowej i ja, rozkaz przejścia pieszo około 8 kilometrów do Miclusowicl i zameldowania się w jednostce 8 Baterii, 10 Regimentu Artyleryjskiego 10 Dywizji Pancernej Grenadierów.

Po zameldowaniu się w jednostce zostaliśmy we trzech zakwaterowani u samotnej kobiety w małym domu. Dom miał sień, w której stał także kamień młyński do mielenia ziarna. Do kamienia umocowany był u góry z boku drąg, który sięgał do sufitu i można nim było obracać kamień, napełniano przy tym znajdujący się w środku kamienia otwór ziarnem, aby uzyskać mąkę. Następnie znajdowało się pomieszczenie, które było kuchnią, salonem i sypialnią. Do domu przylegała stajnia, w której stały dwie krowy. Od kobiety, której na imię było Berta, dostaliśmy słomę, którą rozłożyliśmy na ziemi i w ten sposób mieliśmy miejsca do spania. Kobieta spała w łóżku. Z nią rozumieliśmy się bardzo dobrze i dawaliśmy jej nasze jedzenie, a otrzymywaliśmy od niej mleko. Również przy mieleniu ziarna pomagałem jej. Na tej kwaterze byliśmy od 7 do 28 listopada. Kiedy się z nią żegnaliśmy, życzyła nam wszystkiego dobrego i dała każdemu z nas trzech mały święty obrazek, który jeszcze do dzisiaj posiadam.

gotz2

Obrazek - prezent od naszej gospodyni z kwatery, Berty, w Miclusowicl, przy pożegnaniu.

Stamtąd zostaliśmy przeniesieni do miejscowości Ucef, która leży również pod Bochnią. Także tutaj przybyliśmy we trojkę: Götz, Gundermann i Konhäuser znowu na kwaterę. Tutaj były problemy z miejscem. Ponieważ cała rodzina z licznymi dziećmi spała w jednym pomieszczeniu, nie było dla nas miejsca. Jednak rodzina, która była bardzo miła, a matka mówiła po niemiecku, znalazła szybko rozwiązanie. Tam bezpośrednio przy domu było pomieszczenie na króliki. Dzieci dały króliki do obory, my wyrzuciliśmy gnój i włożyliśmy świeżą słomę i mieliśmy miejsca do spania. Potem dostaliśmy krzesła i mały stoliczek. Nasza kwatera była gotowa.

Również tutaj byliśmy z rodziną w dobrych stosunkach, matka przy tym chętnie z nami rozmawiała. Jedna z córek i jej kuzynka: miały na imię Stefka i Marika, musiały na zarządzenie niemieckiego Wehrmachtu iść kopać szańce ( kopanie rowów dla strzelców). Wieczorem, w czasie zimnych grudniowych dni wracały do domu i skarżyły się na ciężką pracę i szorstkie zniszczone ręce. Dałem im puszkę kremu, żeby mogły dbać o ręce.

Tutaj przebywaliśmy od 28 listopada do 4 grudnia 1944 roku.

5 grudnia 1944 roku zostaliśmy załadowani do pociągu towarowego i przeniesieni do miejscowości Mirzec pod Radomiem. W czasie tej jazdy sfrunęła mi z głowy moja czapka z daszkiem i w czasie całej mojej służby żołnierskiej musiałem zadowolić się furażerką, którą dał mi mój towarzysz, i stalowym hełmem. W połowie grudnia dostaliśmy ubrania maskujące, które były dobrze ocieplane i obustronne. Na zewnątrz farba maskująca, od środka białe. Również buty filcowe zafasowaliśmy. Po przybyciu do miejscowości Mirzec zostaliśmy zakwaterowani u rodziny, gdzie mieliśmy własny pokój. Położyliśmy nasz wełniany koc na podłogę i mieliśmy znowu swoją kwaterę. Spało się zawsze w uniformie, ponieważ musiało się być ciągle gotowym do akcji. Także tutaj byliśmy, znowu razem, trzej radiotelegrafiści,. W wigilię Bożego Narodzenia 1944 roku rodzina, która miała dwójkę dzieci, zaprosiła nas na kolację. Był gulasz, który nam bardzo smakował i pozostał długo w pamięci. W czasie wieczoru rodzina poprosiła nas, żebyśmy zaśpiewali pieśń „Cicha noc, święta noc”, co też chętnie uczyniliśmy. Podczas pobytu na tej kwaterze nasz towarzysz Hugo Konhauser został przeniesiony do jednostki pancernej. Cieszyłem się wtedy, że nie musiałem iść do jednostki pancernej, jako że miałem także przecież wyszkolenie specjalne jako radiotelegrafista pancerny. W kilka tygodni później, kiedy byliśmy w ogniu walki, poinformowano nas, że Hugo zginął. Ich czołg został unieruchomiony przez ostrzał i w trakcie wysiadania wszyscy zostali zabici. W pierwszych dniach stycznia 1945 roku, kiedy w nocy spaliśmy, podoficer będący na służbie przeszedł przez ulice, gdzie byliśmy wszyscy prywatnie zakwaterowani i ogłosił przy pomocy gwizdka alarm. Kiedy się stawiliśmy , zostaliśmy poinformowani, że musimy się udać do miejscowości położonej w pobliżu i zgromadzić wszystkich mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat. Miejscowość jest już obstawiona przez 9 baterię. My byliśmy 8 baterią. Zostaliśmy tam zawiezieni samochodami ciężarowymi, gdzie na placu w miejscowości zostaliśmy podzieleni na grupy, liczące po trzech mężczyzn. Grupy te waliły w drzwi domów do śpiących ludzi, które ci przerażeni otwierali.

Tworzyłem grupę z jednym z towarzyszy i wachmistrzem ( w artylerii nie było sierżanta lecz wachmistrz). Na pukanie wachmistrza otworzono drzwi i weszliśmy do domu. Stało tam małżeństwo i dwójka dzieci w nocnych koszulach. Wachmistrz polecił mężczyźnie, aby z nim poszedł. Mężczyzna uskarżał się, z czego przecież nic nie rozumieliśmy i gestykulował rękami, ja wywnioskowałem, że nie ma nic ciepłego do ubrania i ubrał się w kalesony. Kobieta i dzieci stały przerażone i płakały. Wachmistrzowi ubieranie mężczyzny trwało za długo i powiedział do mnie: Pan tutaj zostanie i zabierze mężczyznę ze sobą a my idziemy dalej. Teraz stałem tam, tak jak to było moim obowiązkiem, stalowy hełm na głowie, z wiszącym karabinem na ramieniu. Przede mną rodzina, której los bardzo mi leżał na sercu. Moim obowiązkiem było zabranie mężczyzny ze sobą. Byłem świadomy sytuacji, że jeśli go nie przyprowadzę i to zostanie zauważone, będzie to odmowa wykonania rozkazu i zawisnę na drzewie lub zostanę rozstrzelany. W kuchni, w której staliśmy, zobaczyłem na suficie wejście na strych. Wskazałem na wejście i powiedziałem: Idź tam na górę i znikaj. Potem wyszedłem z domu i poszedłem szybkim krokiem w kierunku miejsca zbiórki. Odszedłem jednak kilka domów dalej, kiedy zauważyłem, że wachmistrz i mój towarzysz wyszli za mną z jakiegoś domu i prowadzili mężczyznę. Zawróciłem szybko i pobiegłem naprzeciwko niemu, jak gdybym szedł od placu zbiórki. Zawołał do mnie i zapytał: Gdzie pan ma mężczyznę? Odpowiedziałem: Odstawiłem go. Powiedział: Ale to szybko poszło. Przeszedłem szybkim krokiem obok niego w przeciwnym kierunku, abym nie musiał jeszcze raz wejść do jakiegoś domu, chociaż właściwie musiałbym znowu do niego się przyłączyć. Kiedy był poza zasięgiem mojego wzroku, poszedłem ponownie w kierunku placu zbiorki i ustawiłem się wśród towarzyszy tak, że mnie nie widział. Obawiałem się, że moje zachowanie będzie miało konsekwencje. Miałem szczęście. Nic się nie wydarzyło. Na miejscu zbiórki zebrano wielu mężczyzn, którzy zostali wywiezieni ciężarówkami. Co się z nimi stało, o tym nie zostaliśmy poinformowani. Na kwaterze w miejscowości Mirzec byliśmy od 4 grudnia 1944 roku do 11 stycznia 1945 roku.

Z miejscowości Mirzec przybyliśmy bezpośrednio do działań na froncie który rozciągał się na wschód od Radomia na przyczółku Baranov. Tam Rosjanie zdobyli właśnie na zachód od Wisły większy pas ziemi, „Landstrich”, który tak został nazwany i był zapełniony bronią i wojskiem. Nasza bateria składała się z około 100 mężczyzn, 6 dział ciężkiej artylerii ze znakiem SFH 18 (ciężkie haubice polowe rok produkcji 1918, kaliber 15 cm) ciągnione przez ważące 12 ton ciągniki samochodowe, który z przodu miał gumowe opony a z tyłu łańcuchy i służył jednocześnie do transportu wojska.

gotz3

12-tonowy ciągnik samochodowy używany do transportu.

gotz4

Działo FSH 18 z kanonierami.

Zadaniem ciężkiej artylerii było ostrzeliwanie z odległości linii nieprzyjacielskich, przy czym działa stały (stanowisko ogniowe) około 6 kilometrów za linią frontu. Wezwanie do strzelania (zwane komandem ogniowym) przychodziło od radiotelegrafistów stanowiska VB i B. W działaniach na froncie były trzy stanowiska radiotelegraficzne. VB to „obserwator przedni”, stanowisko B to „obserwator” i „stanowisko ogniowe”. Stanowiska VB i B liczyły po 3 mężczyzn: jednego wachmistrza i 2 radiotelegrafistów, którzy mieli bezpośrednie połączenie radiotelegraficzne do stanowiska radiotelegraficznego na stanowisku ogniowym, obsadzonym przez dwóch mężczyzn. Obydwa stanowiska obserwacyjne były obsadzone na najbardziej wysuniętej linii. Było przewidziane, że co trzy dni następuje zmiana obsady stanowisk radiotelegraficznych. Nie zawsze było to jednak możliwe. Komendy ogniowe, nadchodzące do punktu telegraficznego na stanowisku ogniowym, były przekazywane bezpośrednio oficerowi baterii. Ten podawał komendy bardzo głośno dalej do kanonierów i strzelano. Aparat radiotelegraficzny składał się z dwóch skrzynek o wymiarach około 45 na 32 cm i ważył około 15 kg . Na początku naszej służby byliśmy radiotelegrafistami: GundermannWalter został ranny 25 kwietnia 1945 roku pod Tropau, w Czechach, przybył do głównego punktu opatrunkowego i dostał się do niewoli rosyjskiej. W 1949 roku wrócił z niewoli rosyjskiej mieszkaniec Bellheim, Erwin Geschwind, i poinformował nas, że Walter został zastrzelony podczas próby ucieczki. Josef Schädelbauer, który był z Walterem Gundermännern na stanowisku VB, został w tym samym czasie ciężko ranny i zmarł w swojej jamie w ziemi, gdzie następnego dnia teren został zajęty przez Rosjan. Herbert Schulze (ranny), Robert Herbster (poległy), Wolfgang Höckendorf (ranny), Hugo Konhäuser (poległy).

Ja August Götz - spośród radiotelegrafistów, którzy byli na początku naszej służby na froncie, jako jedyny przetrwałem wszystko bez szwanku. Również spośród żołnierzy, którzy przybyli do nas w zastępstwie, kilku ubyło.

W czasie naszej pierwszej akcji musiałem od razu iść na stanowisko przedniego obserwatora.

My trzej: dwóch radiotelegrafistów i wachmistrz, zostaliśmy przewiezieni samochodem osobowym kilkaset metrów przed HKL (główną linię walki). Szliśmy na wschód od Radomia obok skraju wsi w pozycji zwiadowczej. Był 11 styczeń 1945 roku, było bardzo zimno i leżało kilka centymetrów śniegu. Za domami w kierunku wschodnim wykopane były stanowiska karabinowe. Zanim zajęliśmy stanowisko, weszliśmy do małego domu, aby się ogrzać. Spotkaliśmy tam starsze małżeństwo, które było w stosunku do nas bardzo miłe i dało nam ciepłego mleka. Po krótkim pobycie wyszliśmy we trójkę do okopów i ustawiliśmy nasz radiotelegraf, podczas gdy na całym obszarze wokół nas biły ciągle pociski artylerii rosyjskiej. Około 300 metrów przed nami było wzgórze, na którym szeroko rozproszona szła pod górę kompania piechoty, żeby zająć stanowiska. Za wzniesieniem była nieprzyjacielska linia frontu. Widziałem uderzenia pocisków i jak ginęli żołnierze. Ustawiłem właśnie mój aparat, wtedy w pobliżu mnie uderzył pociski oderwał antenę prętową. Po wymianie anteny próbowałem nadawać. Długo jednak nie dostawałem połączenia ze stanowiskiem ogniowym, czego wachmistrz głośno się domagał, ponieważ chciał strzelać.

Nagle zauważyłem, że w zdenerwowaniu zapomniałem przestawić przełącznik z nadawania na odbiór, co było bezwzględnie konieczne. Potem on dawał mi rozkazy strzelania, które przesyłałem telegrafiście na stanowisku ogniowym i strzelano w kierunku rosyjskiej linii frontu. Przez cały ten czas biły w naszej okolicy pociski a poza nami paliło się kilka domów. Również dom, w którym przedtem dostaliśmy mleko, stał w płomieniach.

Byliśmy tylko przez kilka godzin w tym miejscu, potem dostaliśmy rozkaz zmiany stanowiska. Przyjechała po nas ciężarówka i zawiozła nas na stanowisko ogniowe. Tutaj otrzymaliśmy polecenie na inne stanowisko i zostaliśmy ponownie przewiezieni ciężarówką aż kilkaset metrów przed główną linię walki.

Po kilku godzinach, w międzyczasie zapadła noc, wachmistrz powiedział, że ma ważne pismo, które zapomniał oddać na stanowisku ogniowym. Gótz, pan jest najmłodszy, proszę je odnieść i natychmiast przyjść. Wyruszyłem w ciemności nocy w drogę w kierunku zachodnim przez łąki i pola w nadziei, że znajdę oddalone o około 6 kilometrów stanowisko ogniowe.

Nagle w oddaleniu kilku kilometrów zobaczyłem ogień karabinowy ciężkiej artylerii. Poszedłem w tym kierunku i miałem szczęście. To była nasza bateria.

Przybywszy tam, przekazałam pismo szefowi naszej baterii, który mnie także zaraz zapytał, kiedy mam wrócić znowu na stanowisko VB. Powiedziałem: jutro rano, co przecież nie było zgodne z prawdą. I tak nie znalazłbym w nocy stanowiska, a tutaj mogłem przenocować w domu z innymi towarzyszami, gdzie ogrzewano piecem.

12 stycznia 1945 roku o świcie, jeszcze długo panowała noc, rozpoczęła się rosyjska wielka ofensywa z ciężkim ogniem huraganowym. O świcie nadszedł atak na całym froncie przy pomocy oddziałów pieszych i czołgów. Niemiecka linia frontu została przez ogień huraganowy mocno przerwana i tylko niewielki opór był jeszcze możliwy. Nie było już zamkniętego frontu. Rozpoczął się odwrót z wielkimi stratami i zbliżał się koniec wojny. Oddziały alianckie dotarły do Niemiec.

5 maja 1945 roku reszta naszej baterii dostała się pod Eisenstein w Bawarii do niewoli amerykańskiej. Stamtąd przetransportowano nas na ciężarówkach do obozu dla jeńców Janodorf pod Cham. Tutaj znajdowało się 30 000 do 40 000 jeńców pod gołym niebem, na terenie otoczonym kolczastym drutem. Do jedzenia była pokrywka od miski zupy dziennie. 8 maja 1945 roku wojna się skończyła.

1 czerwca 1945 roku zostałem wypuszczony z niewoli amerykańskiej.

Wspomnienia spisał : August Götz